Dołek

Zadzwonił do mnie Krzysiek z informacją, że kibel, bo go zatrzymali i nie wie, czy to na chwilę, czy na rok i czy mógłbym po niego przyjechać i coś zrobić typu wpłacić kaucję albo odbić z konwoju. Ponieważ pamiętam jak sam do niego dzwoniłem w podobnych sytuacjach, to nie zastanawiałem się długo, tylko podskoczyłem do bankomatu, zadzwoniłem po naszego adwokatamaćka i dawaj na komendę.
– Co się stało? – po zwyczajowych dane-pesel-adres Maciek, ze mną za plecami jako pełnomocnikiem, przeszedł do sedna.
– No, pański klient jest oskarżony o kradzież z włamaniem. – Grubcio w mundurze rzeczowo nakreślił szczegóły.
– Co oskarżony jest?! – nakryłem się nogami wchodząc w słowo, no bo skoro tak, to jednak Krzysio trochę przegiął. Rozumiem, naszczać do windy w centrum handlowym, czy przebrać się za Ninę Terentiew. Ale włamanie?!
– Artykuł 279 paragraf 1 kodeksu karnego. – Umundurowany grubasek wyraźnie kontent zerknął na papiery porozrzucane na blacie. – „Kto kradnie z włamaniem, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10” – dowyrecytował na koniec i sapnął triumfująco.
– Jest pan pewien, że to o Krzysztofa chodzi? – powolutku podnosiłem się z desek po nokaucie. – Znam go parenaście lat i nie sądzę, żeby musiał się gdziekolwiek włamywać. On ma firmę, handluje nieruchomościami, wynajmuje mieszkania, generalnie kasę ma, bez sensu, żeby się komuś włamywał do domu i…
– Został złapany na gorącym uczynku – przerwał mi policjant i przedstawił adwokatowimaćkowi dokumenty-czy-raport z którego wynikało, że Krzysio wbił się na rympał na czyjś kwadrat i sczyścił rzeczony do prawie zera. Trochę mnie przytknęło.
W końcu, po całej masie formalności, zaprowadzili nas do naszego kolegi, Arsene Lupina. Siedział jak ta kupa po jagodach za stołem i siomkał trompką czyli trochę był nie w sosie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Cóżeś naodpierdalał?! – od razu życzliwie i przyjaźnie zainteresowałem się jego wersją, bo co się będę z moim kumplem-przestępcą klepał po jajach.
– Bartek, ja to załatwię. – Adwokatmaciek czym prędzej skrócił mi łańcuch. Stanął między nami i popatrzył groźnie. Stanowczo tak. Pełna profeska. Musiał ćwiczyć, no nie ma bata, musiał ćwiczyć. Gdybyśmy onegdaj razem nie przećpali paru lat, zastanowiłbym się nad sowitym honorarium.
– Proszę – machnąłem zrezygnowany ręką.
– Dobra, nie ma czasu. To teraz po kolei – mecenasmaciej nie zasypiał gruszek w popiele – Co się stało? Od początku.
– Poznałem miesiąc temu laskę. Darię. Strasznie się wkręciłem.
– Ta od tatuażu? – przerwałem kompulsywnie, bo coś tam mi się przez pamięć przedzierało mgliście.
– Bartek! – adwokatmaciek tym razem gestem założył mi kaganiec i odwrócił się z powrotem do Krzyśkaniebawemskazanegowłamywacza. – Dawaj dalej.
– No i się tak to jakoś potoczyło, że udało się jej wynająć mieszkanie od mojego klienta i poprosiła mnie o pomoc przy przeprowadzce. Miałem na nią taki lot, że nawet się pięć sekund nie zastanawiałem, wziąłem vana i do niej podjechałem. Z siostrą mnie swoją poznała – Krzysiek podrapał się po głowie. – Ale teraz to już sam nie wiem czy to siostra czy nie jakaś jej dupa.
– Dupa?! Jak dupa?! – parsknąłem. – Miesiąc latasz za laską, tatuaż sobie robisz i nagle z dupą ci wyjeżdża? Co ty, w gimnazjum teraz jesteś?!
Mecenasmaciej zgromił mnie wzrokiem.
– No mówię przecież, że sam nie wiem! – zdenerwował się mój kumpel-przestępca. – Tak się jakoś do siebie dziwnie kleiły, że…
– Krzysiek! – prawnik podniósł głos – Do rzeczy, serio, mamy naprawdę tylko parę minut.
– No, w każdym razie podjechałem pod nią, na Dziką, w tym apartamentowcu tym takim – Krzysio smętnie podjął wątek – i zacząłem wynosić ten cały jej majdan z mieszkania, w torbach z Ikei miała wszystko, jeszcze stanąłem autem pod klatką na trawniku trochę, bo tam dojścia nie było, tylko takie paliki czerwone i przylazł jakiś pilnowacz czy dozorca, tamte się we dwie zwinęły, a mnie zgarnęła policja i się dowiedziałem, że razem z nimi opierdoliłem chatę jakiegoś kolesia.
Tak, że tak.