Promocja

Ja nie wiem jakiego klucza używa dział HR w sieciówce spożywczej nieopodal, ale wyjmują z rynku absolutne perły. Wszedłem sobie dzisiaj na obiekt i od razu niemal się wpierdoliłem w misterną konstrukcję poustawianych na sobie zestawów z belgijskim piwem. Tych takich sześciopaków w sensie. Na samym szczycie piwnej wieży powiewała, dumnie zatknięta, chorągiew z napisem „Promocja” i nic więcej. Żadnej ceny, żadnej informacji o warunkach, żadnych danych. Nic. Ponieważ rzadko można je dostać pojedynczo, te piwa, do tego są drogie opór, a tu popierwszeżesz sześciopak, a podrugieżesz promocja, więc wiadomo, wygrana w totka. Wziąłem zatem baterię pod pachę i dawaj obchodzić sklep dookoła, bo spece od marketingu w ciemię bite nie są, dorównują tym z HRu, zanim dojdziesz do kasy, musisz przejść między półkami 42 kilometry, potem 100 kilosów na rowerze, 8 basenów, podać hasło na bramce przy zjeździe, wytrzymać 10 minut na dziale z mrożonkami ucząc się na pamięć historii połowu okonia w Jaśle w latach 1962-1987, opowiedzieć wiersz-nie-może-być-biały kolesiowi z ochrony i w zasadzie jesteś już na miejscu. Po zeskanowaniu siatkówki i potwierdzeniu odcisku palca możesz zadać pytanie zaplątanej w gumę do żucia kasjerce, której tipsy mają swój własny adres mailowy, a to coś na głowie, kurwa, chyba wczoraj żyło.
– Po ile są te sześciopaki? – zamachałem piwami na wysokości oczu.
Spojrzała na mnie dziwnie.
– No po sześć.