Recycling

Babcia Pana Prezesa Jędrzeja, osiągnąwszy wiek seniora, czyli siedemdychplus, nie przestawała go zaskakiwać oryginalnym podejściem do oszczędzania, gospodarności i recyclingu. Jej świat kręcił się wokół gromadzenia dóbr przebrzmiałych, typu opakowania po jogurtach/margarynach/serkach/kiwiach lub torebek po herbacie, których 9 milionów sztuk zalegało pokotem na poddaszu zajmowanego, z Jędrzejem i jego połowicą, domu. Bo tam cieplej, szybciej wyschną.
Staruszka zbierała wszystko i nic nie wyrzucała – stare buty poddane obróbce termicznej zamieniały się w kliny pod drzwi, zużyta bielizna w chusteczki, potłuczone talerze zdobiły skalniak przed domkiem, wszystko miało swoją dodatkową, ukrytą funkcję.
Jędrkowe latorośle pasje babcine wspierały całym sercem i z okolicznych domostw przytargiwały ochoczo przeróżne przedmioty typu pęknięta wanna czy zużyte tubki po silikonie przemysłowym, które babcia poddawała działaniom animacyjnym i umieszczała na obiekcie, czyli w obrębie luksusowego domku i działki. Jędrek znał trzydziescijeden języków, miał jakieś tytuły i pieniędzy miał tyle, że trzymał je w specjalnych silosach na siano, więc na dziwactwa babci patrzył z pogodnym dystansem, cyklicznie zamawiając umyślnego, by posesję przywrócił do stanu pierwotnego. Artefakty znikały, pojawiały inne, kółko się kręciło i homeostatyczna równowaga międzypokoleniowa trwała.
Raz na czas babcia jednak wyjeżdżała z jakimś szlagierem. Na przykład przez dłuższy czas zbierała resztki po posiłkach, wypełniając nimi specjalnie odkładane worki, w celu nieznanym, acz bez wątpienia szczytnym. Worki rosły na kupie za domem, wypełniając przestrzeń zapachem o dość dyskusyjnym uroku. Niektóre w nocy poruszały się i świeciły. Zaowocowało to tym, że Jędrkowy dom wśród okolicznych januszy zyskał miano Szamba, nazwa się w gminie przyjęła i obecnie jeden z prezesów  Potężnej Firmy mieszka w Szambie.
Innym razem Jędrek, odwiedziwszy babcine pięterko, doszedł był do wniosku, że jej dywan, jakkolwiek wzorzysty, to stary i dramatycznie poprzecierany i nie nadaje się do niczego. Udał się zatem do sklepu z dywanami i kupił babince największy i najbardziej puchaty, żeby jej miętko było i przyjemnie. Wśród łez wzruszenia i zachwytów babcia dywan przyjęła i poczęła używać, zgodnie z przeznaczeniem. Po kilku dniach Prezesa jednak coś tknęło i zajrzał na pięterko ponownie. Okazało się, że na nowym dywanie leży stary, żeby się nowy nie zniszczył. Spoko.
Sama siebie babcia jednak przeszła podczas wizyty prominentnego partnera w jędrzejowych interesach, bowiem, jako, że Pan Prezes wybudował był biuro wielkości lotniska na swojej posesji, żeby do roboty daleko nie latać, to i starowinka miała blisko i sprawy zwłoki nie cierpiące załatwiała ad hoc. Podczas dopinania szczegółów ważnej umowy, w obecności tłumaczy, prawników i szych-z-ministerstwa, babcia zajrzała do gabinetu z pytaniem co będzie jadł, bo ona ziemniaki obiera, następnie kichnęła i nos wytarła starymi jędrkowymi majtkami.