Kibel

Praca w bezpośrednim kontakcie z klientem, to niezwykle precyzyjny szlifierz samokontroli i dyscypliny. Rozrzut pytań – jak głos Georgii Brown – obejmuje 8 oktaw, natężenie od dmuchnięcia do wyziewu, piski, trzaski, wrzaski, pretensje, podziękowania, wyrzuty i aplauz, wszystko to razem splątane w gęsty warkocz dymu, który wypełnia płuca podczas wypowiedzi. Po zejściu z taśmy najchętniej wsadziłbym głowę pod strumień lodowatej wody i strzepnął z pamięci wszystkie okruszki całego dnia, wypełnionego troską o ostrość spojrzenia innych.

***

Kiedyś bardzo bałem się występować publicznie, szczególnie przed surowym i nieznanym gremium. Trząsłem gaciami przed każdym wyjściem na scenę i pociłem się godzinę przed prezentacją. Sprawę rozwiązywał na szybko dietyloamid kwasu lizerginowego pod językiem, ale tylko na krótką metę, bo weź wytłumacz zgromadzonym zjawisko wiktymizowania drabiny w relacjach, w których rzeczona stanowiła li tylko dekorację, ewentualnie wyposażenie wnętrza, podczas gdy twoje wnętrze właśnie zagina czas na drugim piętrze. Toteż wymyśliłem sobie sposób, by obezwładnić takie sytuacje, by nie demolowały mojej struktury i nie pozbawiały oddechu płynności, bo hiperwentylacja wygląda efektownie tylko w filmach Woody Allena – i wyobrażałem sobie, że wszyscy słuchacze do których się zwracam siedzą na sedesie. Jakoś człowiek na kiblu nie wygląda najbardziej godnie na świecie, więc taka wizualizacja pozwalała zasypywać przepaść, jaką wykopywała moja wyobraźnia, przed każdym występem. Każdy jakoś siedzi – jeden tak, drugi siak, trzeci wsparty, ów skulony, tamten prawie leży. Świadomość, że pod każdym znajduje się moja wyimaginowana deska klozetowa, odbierała im całą grozę, pozostawiając slapstick i śmiech z offu. Który słyszałem tylko ja. I wtedy leciało z górki.
Ale w życiu bym nie wymyślił, że kiedyś dam się wpuścić prowadzenie zajęć dla dużej grupy przedstawicieli jednej z większych firm produkujących artykuły sanitarne. W tym kible. Wszedłem na to takie a’la podium, odchrząknąłem z mocą i zacząłem „Drodzy Państwo…”, po czym spojrzałem na skupione twarze słuchaczy i mi wiaderka ze śmiechem się przewrócili. Cztery razy zaczynałem. W końcu poddałem się i powiedziałem na czym siedzą.