Przy minus pietnastu zamarza humor. Któryś z laureatów Nobla dowiódł, że jak się kogoś wsadzi do zamrażarki to po godzinie łaskotki go mniej śmieszą. Z niewiadomych przyczyn.
Tydzień temu termometr oszalał i w ciągu kilku dni zaliczył pikę w dół o prawie dwie dychy, z akceptowalnych pluspięć do dramatycznych minusjedenaście. Kraj momentalnie oszalał – część mieszkańców jęła wchłaniać gargantuiczne dawki alkoholu by zniwelować destrukcyjne działanie przenikliwego chłodu, niektórzy podpalali na sobie ubrania, inni, zamiast nieboraków gasić, wrzucali ich do koksowników przy przystankach, emerytki wygrzebywały z szaf okrycia wierzchnie ze zwierząt, które wyginęły w paleozozoiku, taki Mariusz z Biłgoraja zamknął się na stałe w owcy i odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień, a w „Pytaniu na śniadanie” prowadzącym zamarzły „a” „e” „i” „u” „y” w związku z czym przez cały program mówili tylko słowa składające się ze spółgłosek. Część moich znajomych z zimna poczęła się kiwać w kucki w wannie i polewać wrzątkiem, szlochając i oznaczając na facebooku #jebaćcelsjusza.
Okazuje się jednak, że w mojej okolicy mieszkają ludzie, którzy poniżej dziesięciu kresek dopiero się rozkręcają, a temperatura, miast osłabiać ich potencjał intelektualny, stymuluje do wynajdowania pomysłowych rozwiązań. Podczas wieczornej inspekcji dzielni jakiej cyklicznie dokonuję z moim płowym-szczekającym-alterego, natknąłem się na nastoletnich z wyglądu rodziców, którzy udali się ze swą latoroślą na spacer. Malec miał ze cztery lata i wyglądał jak Pi i Sigma z Matplanety – uwięziony w swoim kombinezonie, bez szans na ruch, posadzony na sankach, które z animuszem ciągnął był lekko podchmielony ojciec, przy akompaniamencie szelestu kreszowego wdzianka matki. Śniegu było niewiele, łaty jakieś tylko, więc całą pracę robił zapał ojca – i tak się ta mikro karawana, gdzieniegdzie iskrząc, posuwała z wolna ku swemu przeznaczeniu, czyli niewielkiemu wzniesieniu nieopodal. Na szczycie owegoż kreszowa niewiasta spojrzała w czule na swojego brzdąca i rzuciła do partnera:
– Puść go, Jacek, zobaczymy jak się wypierdoli.