Światło

Wbiłem do marketu budowlanego na dział oświetlenie. Potrzebowałem żarówki takiej z dwoma dzyndzlami, energooszczędnej, bo witajeuropo i tym podobne pierdololo. Oczywiście zamiast znaleźć jedną konkretną, znalazłem pierdyliard rodzajów jednej konkretnej. Trochę kibel, więc zanurzyłem się między alejki, żeby znaleźć jakiegoś miejscowego batmana w czerwono-żółtym firmowym wdzianku, żeby doradził o co chodzi z tymi diodami, pikaniem, lewoprawoskrętnością i w ogóle.
Znalazłem. Wesołkowaty grubcio ze specjalnym pasem na biodrach, do którego przymocowane miał wszystko – łom, butapren, tretytki, lewarek do multipli, makietkę przejścia w Świecku, składanego Michała Szpaka i reprodukcję bitwy pod Płowcami z rzeżuchy – i jak chodził to tym wszystkim pobrzękiwał. „Facet z misją – pomyślałem – lepiej nie mogłem trafić”
Pokazałem wzorzec i zamieniłem się w słuch.
Wywód o luxach, lumenach i Edisonie. No jakbym w tira przyjebał. Nic nie zrozumiałem.
Poza puentą: „Tradycyjna żarówka świeciła dwa lata. Ledowe – te z bolcami – są energooszczędne, świecą 7 lat, ma pan na to rok gwarancji”.