Cud

Pani Ludmiła, posażna dama, serce miała na dłoni i szybko się przywiązywała. Majątku dorobiła się w latach 90, gdy jej mąż-nieboszczyk nakurwiał tirem w te i we w te na trasie rajch-pyrlandia i targał stamtąd jakieś niewiarygodne ilości sprzętu typu magnetowid, jamnik, łolkmem i tym podobne małe agiede. Dorobiła się też z rzeczonym małżonkiem syna, Macieja, ps. Wasiak, który nad karierę w korpo przełożył wyjmowanie ludzi z aut, łamanie gir i kierowanie grupą zbrojną o charakterze przestępczym. Przedsiębiorczego Maciusia poszukiwał Interpol, co nie przeszkadzało mu przepompowywać lewą gorzałę z komendantem miejscowego posterunku.
***
Pani Ludmiła, prosta w sumie kobiecina i kochająca ludzi, poznała pana Marianka jeszcze przed śmiercią małżonka, któren poległ był na autobanie pod Dusseldorfem. Pan Marianek, niegdyś koordynator w Instytucie Lotnictwa, na emeryturce zajmował się ludmiłkowym mieszkaniem, boazerię kładł, rurę przykręcił, system w komputerze postawił i zakupy przytargał na to 8 piętro. Pani Ludmiłka ufała mu, więc wyjeżdżając na wakacje klucze zostawiała i jedzenie dla rybek i kota Fredka i hasło do konta, żeby opóźnienia w Stoenie nie mieć. Wracając wszystko było podlane, najedzone i opłacone więc pan Marianek bliski był ludmilemu sercu niezwykle a i Maciuś, przyjeżdżając do mamusi po serii rozbojów, wypijał z nim litra i obiecywał nowego passata.
***
Idylla trwała parę lat, aż pewnego razu, po powrocie z Krety, pani Ludmiłka zajrzała na konto i runęła wzdłuż biurka bez czucia. Pogotowie, szpital, afera, bo konto, wyczyszczone do zera z pieczołowicie zbieranych latami dudków, zatrzymało na chwilę ludmiłkowe serce.
Maciuś vel Wasiak szybko dodał dwa do dwóch i odwiedził pana Marianka, razem ze swoimi kolegami marki kwadratowy-kark-z-wiertarką, ze słusznym roszczeniem dotyczącym zwrotu astronomicznej kwoty ośmiuset tysięcy, która z konta była wyparowała. Pan Marianek, zgodnie z prawdą powiedział, że owszem, to on wyturlał siano z banku, ale już go nie ma i nie ma jak oddać i nie odda i w ogóle nie ma szans, no nie ma i co zrobisz? Neardentale Wasiaka jęli nad nim zapamiętale pracować i po kilku godzinach wydusili z pana Marianka życie, zaciukując go na śmierć.
***
Tymczasem w szpitalu pani Ludmiła ocknęła się była i dostała od razu między uszy wiadomością, że cudem uciekła spod topora, bo w trakcie badań nad jej zasłabnięciem pan doktor, światowej sławy autorytet, przypadkowo odkrył tętniaka w jej głowie i wziął go zoperował i gdyby nie to, to za kilka dni by nie żyła, pewne jak amen w pacierzu. Okrzyknięto ją największą szczęściarą w historii, zawezwano panią z telewizji i zrobiono reportaż o cudzie w Przasnyszu.
***
Drugi cud miał miejsce na pogrzebie pana Marianka, bo zjawiła się na nim jego córka Małgosia z dzieckiem, rezolutną Marysią. Zdążyły wrócić ze Stanów, bo mała miała wyrok śmierci i cudem było, że zdążyli ją odratować skomplikowaną operacją-za-pięć-dwunasta obejmującą przeszczep komórek grasicy i załatanie serca. W USA taka operacja kosztowała osiemset tysięcy.