Drzwi

Coś się w zamku upierdoliło i zamiast spokojnie wejść, odbiłem się od drzwi. Chujtam, pomyślałem chwacko, następnie się obraziłem na dom i jąłem wertować znajomych w telefonie, którzy dysponują jakimś pomieszczeniem do spania, bo to i noc zapadła, i wilki jakieś, i w ogóle to tak nie bardzo, bo akurat chemia schodzi a tu zakaz wjazdu. Po chwili jednak dotarło do mnie, że trochę jest druga w nocy i po ciemku to ja sobie mogę kury macać, a nie się komuś z niemca na chatę wbijać z zapytaniem jak stoi z pościelą i rezerwową szczoteczką.

Po kilku minutach, w trakcie których rozważałem rozwiązanie siłowe czyli kontakt z jakąś miejscową placówką fundamentalistów islamskich i przekonanie ich, że za drzwiami siedzą 72 dziewice i niech je wyjebią, te drzwi w sensie, nadeszła chwila refleksji, w trakcie której zdecydowałem się na szybką sprzedaż mieszkania na allegro z opcją „kup za chwilę”. Niestety, wobec znikomego zainteresowania moją nieruchomością o drugiej trzydzieści w nocy oraz brakiem kontaktu z jakimkolwiek notariuszem, musiałem porzucić nadzieje jakie wiązałem z rzeczoną transakcją. Na koniec, po wyeliminowaniu wszystkich dostępnych alternatyw (m.in. wezwanie Gandalfa, podpalenie Reichstagu, zakup e-booka ”Jakość pasz a pogłowie trzody chlewnej w Irkucku w latach 1982 – 1991”) została tylko jedna ścieżka – ślusarz.

Okazało się, że środowisko ślusarskie jest znakomicie zorganizowane, mają nawet jakieś swoje specjalistyczne fora,na których zwolennicy wkładek Gerda hejtują fanów wkładek Yale, więc po pięciu minutach miałem namiar na pogotowie ślusarskie, a po kolejnych dwudziestu przywitałem się z panem Tadzikiem, któren drzwi rozbrajał był od trzydziestu lat i nigdy nie skrewił. Jak się rozpakował ze sprzętem, to mi oczy wypadły i stwierdziłem, że anachuj mnie zamki, jak ludzie wymyślili takie narzędzia, że drzwi jak je widzą, to się same otwierają.
Tymczasem pan Tadzio raźno zabrał się do rozpieprzania mojego zamunia, a przy okazji snuł pełną pasji narrację o tym, komu to on drzwi nie rozwiercał. I Gierkowi, i Rodowiczowej, i Gomułce, i Wodeckiemu jak się w kiblu przed koncertem zaciął, i Wałęsie, i Karolakowi dwa razy, i Pameli Anderson w garderobie, i Michałowi Wiśniewskiemu jak stał i nie był sam i nigdy więcej już nikt – kurwa, koleś nic w życiu nie robił tylko te drzwi w kółko rozpierdalał vipom. Łeb mnie bolał, a ten ciągle o tych drzwiach – i w cyrku, i w banku, i w czołgu, i tam, i siam, tyłem, bokiem, w kucki… A wszystko to wykąpane w standardzie – jak te wszystkie celebryty żyją, panie, ile to się dupy nie napokazywały, a jak kradną to, panie, nawet pan nie pytaj, wszystko kradną, a już najgorzej to ci tam na górze – kradną na potęgię, niczego nie przepuszczą, wszystko rozkradły a i tak kradną dalej, panie, jaka emerytura, jakie ofe, skarwiensyny okradają w żywe oczy, przecież to się panie nie da, okradają na asfalcie, na podatkach, na kowidzie, na ubezpieczeniach, patrz pan, puściły…
Faktycznie, zamek puścił, więc zgodnie z umową uiściłem dwa miliardy złotych i już-już witałem swoje legowisko, gdy potknąłem się o te tadziowe wiertełka do zamków i wywinąłem orła koncertowo ryjem w próg.
– Panie, weź pan!!! – ryknął Pantadzio wniebogłosy i rzucił się na ratunek. Przez chwilę myślałem, że mną się przejął, ale o te wiertełka chodziło.
– Teraz pan takich nigdzie nie kupisz – odezwał się po tym jak pieczołowicie ucałował każdą sztukę. – W każden zamek wejdą, biały kruk, panie, z diamentowym gryfem.
– No to skąd je, Panietadziu, masz, jak taki biały kruk są te wiertełka, hmchrrrr? – trzymałem się za nos, bo to nim hamowałem.
– Aaaa, u niemca robiłem i sobie kiedyś z roboty przyniosłem.