Krzysio to ma jednak pogięte przewody na strychu. Dziś zadzwonił do mnie i mówi, że miał sen.
– To cudowna wiadomość – odpowiedziałem – ale mam ją w dupie, bo coś robię.
– Ale to dotyczy ciebie – ciągnął niezrażony. – I muszę wpaść na chwilę.
– Nie wydaje mnie się – odparłem z mocą – ponieważ jak w ostatni wtorek wpadłeś na chwilę to dwie godziny później zorientowaliśmy się, że już jest piątek i dzwonią do ciebie stotrzydziesty raz z roboty, a ty podałeś mi telefon i musiałem tłumaczyć, że kupiłeś żuka i miałeś nim wypadek.
– Nie, nie – Krzysio chwacko zaoponował. – Tym razem to na poważnie, strasznie ważne to jest, mówię ci, to nie są żarty, zmieniłem się, musisz mi zaufać, ludzie się zmieniają, nie można skreślać człowieka, matka siedzi z tyłu, a ty czlowieka tak o skreślasz, a jakby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów – i tak przez dziesięć minut kłapał mi za uchem.
– Dobra, wpadaj – poddałem się w końcu.
– Zajebiście, zaraz jestem. – ucieszył się mój ziomek, który miał sen.
Coś mnie tknęło.
– Krzysiu?
– No?
– Ale najpierw mi powiedz, co to za sen.
– No więc – rozpoczął tajemniczo z tymi takimi werbelkami – nie uwierzysz.
– No dawaj, uwierzę, Krzysiek, co ty się głosem skradasz jak Gesslerowa do łazanek, mówżeżesz, ja naprawdę nie mam czasu, mów!
– No dobra, to w skrócie – Krzysio dobił do brzegu. – Śniło mi się, że znalazłem walizkę forsy. Mówię ci, cała w kasie, pełniuteńka.
– No i?
– No i wiedziałem, że to sen, ale głupi nie jestem. Przez cały czas, w tym śnie, kombinowałem jak ją schować, żebym, jak się obudzę, to ją znalazł.
– I? – zaczynałem podejrzewać najgorsze.
– Schowałem ją u ciebie – prostolinijność kumpla była obezwładniająca. – No i muszę sprawdzić.
Ja to chyba sam jestem pierdolnięty, bo od godziny szukamy po domu walizki z sianem.