Lucek

Lubię go za ten jego mądry wzrok. Lubię, gdy patrzy na mnie, gdy wracam do domu. Cieszy się jak głupi, podskakuje, wyje, no jest wtedy absolutnie pozbawioną jakichkolwiek oporów czystą radością. Bywa hałaśliwy, kiedy je, ciamka wtedy i mlaska, ale ma to swój urok, bo wówczas cały jest jedzeniem i nie sposób nie mieć wtedy ochoty mu towarzyszyć w tej jego gastrofazie. Lubi się rozciągnąć na podłodze na całą długość i wydawać te dziwne dźwięki, jakby prostowanie kręgosłupa było w danym momencie najprzyjemniejszą czynnością na świecie. W nocy pcha się pod moją kołdrę i potrafi się tak przytulić, że nawet, gdy nie mam ochoty na jego towarzystwo, natychmiast we mnie coś mięknie i przyklejam się do niego ze wszystkich sił. Na spacerze bywa nieznośny, nigdy nie wiem w jakim kierunku popędzi, ciągle mnie ciągnie i chwilami mamy tak sprzeczne kierunki, że gdyby nie smycz to pewnie spotkalibyśmy się dopiero pod domem a i to pod warunkiem, że nie postanowiłby uciec, zaaferowany swoimi sprawami. Ma mnóstwo pomysłów na to, by uatrakcyjnić każde wyjście, uwielbia biegać, szybciej i szybciej i jest wtedy kompletnie nieokiełznany. Najgorzej jest w deszcz, bo wraca wtedy do domu przemoczony do suchej nitki i mało przyjemnie pachnie, trochę jakby mokra ścierka czy coś. Ręcznik. To jedyna sensowna alternatywa wówczas. Wczoraj wrócił kompletnie utytłany, jakby miesiąc za piłką ganiał. Cały w jakimś mule, od stóp do głów, nie wiem, skąd on tyle błota wytrzasnął, ale był tak szczęśliwy i zadowolony z siebie, jakby odkrył zaginiony skarb. Wydaje mi się, że ten jego dobry humor ma jakiś związek ze stopniem upaprania się w ziemi czy w czym-tam-bądź.
Bywa, że go przyłapię, jak siedzi wpatrzony w okno, jakby dostrzegał tam coś więcej niż wszyscy inni, świat się wtedy przestaje kręcić, istnieje tylko on i ten jego wzrok – przenikliwy, skupiony, poważny. Opiera wtedy głowę na mnie, jakby się zapomniał, zaangażowany całym sercem w swoje spostrzeżenia. Gdy razem gdzieś jeździmy samochodem, głowa lata mu tu-i-tam i jest tak zainteresowany całym otaczającym światem , że wydaje mi się, że ma ADHD. Takie opór. Wszystko widzi i wszystkiemu się przygląda.
Jest cholernie wierny i lojalny, zawsze wiem, że gdy jest to JEST. Nigdy mnie nie zawiódł, chociaż wiem, że nie miał w życiu najłatwiej, szczególnie w dzieciństwie przydarzyło mu się zdecydowanie za dużo mało przyjemnych przygód. W jego spojrzeniu jest coś pogodnego, niezależnie od nastroju, w jakim się znajduje. Czasem myślę, że rozumie dużo więcej niż umie wyrazić, choć często, kiedy się tak drapie beznadziejnie na środku pokoju, wydaje mi się, że jednak nic do niego nie dociera.
Najbardziej lubię gdy jest wesoły – jak nikt inny potrafi mnie rozśmieszyć i swoją wesołością zaraża świat wokół. Każdy, kto wtedy na niego spojrzy, mimo woli się uśmiecha, nawet gdyby nie chciał. Odkąd go znam, prawie w ogóle nie bywa smutny, to niesamowite, ile pozytywnej energii wnosi w ten nasz świat. Stanowimy naprawdę fajny zespół.
Właśnie słyszę klucz w zamku. Wrócił do domu. Mój ukochany Bartek. Szczeknąłem i zamerdałem ogonem.