Ewolucja

Wbijanie do sklepu na dół to zawsze przygoda.
Po pierwsze dlatego, że od kiedy zasnąłem między półkami na dziale mrożonek, to przydzielili mi cień czytaj ochroniarza, który początkowo mnie śledził i zdawał raport do mikrofonu w rękawie, że „kod rzułty, obiekt w sektorze trzecim, na przyprawach”, by po jakimś czasie stopniowo skracać dystans, no i w przyszłym tygodniu jadę do niego na wieś na wesele córki. Roman ma na imię. Ochroniarz, nie córka.

Po drugie dlatego, że w moich okolicach dwadzieścia lat temu kultura sztajmesów przechodziła swój rozkwit, co owocowało eksplozją demograficzną, której konsekwencje wyrażają się w ponadnormatywnym stężeniu sztajmesich potomków w regionie w chwili obecnej. Podmioty liryczne onegdaj poczęte, te płci męskiej, to klasyka: czapka wpierdolka na suficie, saszetka jak kołczan wzuta, dreskod to strój na wuef, nigdy nie przełykają śliny skupieni na jej emisji i bujają się jak resoraki po dzielni. Przy tym trzeszczą, wrzeszczą, szeleszczą, a im bardziej ich klatka piersiowa przypomina wdepnięty karton, tym bardziej ich wozi po krawędziach, przez co zwykłe wejście do budynku to wjazd na pełnej kurwie z drzwiami. Ogromny ich odsetek razi poważnymi deficytami w uzębieniu, będącymi wynikiem dość swobodnego podejścia do opieki dentystycznej oraz dośc radykalnego podejścia w kwestii wymiany poglądów z interlokutorami z innych dzielnic, patriotyzm lokalny rulez, gdzie byli rodzice pytam się, czyli w skrócie tędy.
Płeć piękna jedzie za to z brwiami od cyrkla, a powieki ma upierdolone świecącą breją, do tego pazury na Kropelkę w cyrkoniach i włosy wersja spalona czerń lub wydomestosowana biel. Generalnie są dość mocno skupione na własnej atrakcyjności z katastrofalnym skutkiem, a ich mózg działa na zasadzie akumulacji energii ze szczęki, która zasilana jest gumą. Wątków raczej nie łączą.

Robiłem sobie przeto zakupy na śniadanie i gadałem z moim ochroniarzem o pierdołach, gdy przy drzwiach pojawiła się jedna ze sztajmesich grażynek i dalejże w nie napierdalać, jakby ją pod dwieściedwadzieścia podpięło. Ponieważ gabarytem przypominała walenia, to za każdym razem, gdy przypuszczała szturm na wejście, to się budynek przesuwał. Jakby jej nie przeszkadzać, to by nas z tym sklepem do Piaseczna zawlokła. Roman postanowił zainterweniować.
– Halo, halo, no co pani?! – gromko zakrzyknął, po czym pomknął jak wicher ku podwojom. Tam gestem powstrzymał szarżującą niewiastę, po czym płynnym ruchem je otworzył. – Co się pani z tym drzwiami szarpie? Przecież napisane jest wyraźnie „pchać”, nie widzi pani?
– No widzę, ale nigdzie nie pisze w którą stronę!