Kicia

Maciek, mój przyjaciel, ma naprane w garnku pod korek. Wizualnie mieści się gdzieś między Romanem Giertychem a fiatem Multiplą, więc w konkursie na mistera ziemi grójeckiej to raczej trzecie miejsce, natomiast rozpiętość dokonań intelektualnych sytuuje go prawie dokładnie między Albertem Einsteinem a rozwielitką. Potrafi wymyślić nowy pierwiastek, by po kilku godzinach w stroju patyczaka wyszczać się na dziale mrożonek w Lidlu.
Czasem dostaję smsy od Maćka o drugiej w nocy, ze strasznie pilnym pytaniem typu „jak zakopać zwłoki, gdy gleba lessowa, odpisz szybko, mijam Sandomierz”, albo „o kurwa, to chyba facet, jak ją spławić, żeby głupio nie wyszło, nie mam chloroformu”, tudzież „kurs jena, szybko, dobra chuj, nieaktualne”. Lubimy się, wiele razem przeszliśmy, więc zasada jest taka, że nie ma głupich pytań i na wszystko odpowiadamy sobie poważnie, z pełnym zaangażowaniem. Zawsze. Tak było i tym razem, gdy o 2:40 telefon zapikał i wyświetlił wiadomość, na mesendżerze:
– Stary, masz kota.
– Brawo, nie myślałeś o skończeniu psychologii? – odpisałem życzliwie
– Co, psychologii? – nie zajarzył – No kota masz, co nie?
– No zgadza się – odparłem – z tym, że po pierwsze wolę określenie „jesteś nienormalny”, a po drugie, z całym szacunkiem do osiągnięć homosapiensów, jeszcze żaden człowiek na świecie nie był posiadaczem kota. To kot jest moim właścicielem. Kropka.
– No właśnie – podjął rezolutnie Maciek o prawietrzeciejwnocy – bo Mon poprosiła mnie, żebym ogarnął tę jej rudą kurwę, zostawiła klucz i że trzeba jej tabletkę w ryja wetknąć.
– Monice? – zdziwiłem się z emotioikonką.
– Kotu – zdenerwował się mój przyjaciel z emotioikonką zwrotną. – Kotu, kurwa, to jakiś dzikus jest.
– Klasyk – odpisałem krótko. – W necie masz opis, cały świat go zna.
Minęło 10 minut.
– No weżże, serio pytam – kolejna maćkowa wiadomość prawie łkała. – Całego mnie podrapała.
– Monika? – zaskoczyłem się brwi unosząc, bo w co to ludzie dają się wkręcić, żeby zerwać gwint. – To ona jakaś jebnięta jest, weź ją olej, podrapała cię, żebyś kotu dał tabletkę?!
– Sronika – odparł dymiąc uszami. – Ten kot mnie podrapała, bo to kotka jest! Faktycznie, jakaś taka nie tego – podjął znowu po chwili. – No weżże, ja muszę z nią tu dwa tygodnie wytrzymać. I jeszcze uczulony chyba jestem na to bydlę, potrzebuję  p l a n u.
Kotek, pomyślałem, kotecek. A bydlę. Trzeba chłopu pomóc, to nic, że trzeciawnocyprawieczwarta.
– No dobra, skup się – zacząłem. – Mam zajebisty plan.
– Jaki? – odpisał rzeczowo i z nadzieją.
– Kurwa, sprytny – wyjaśniłem równie rzeczowo i wyjąłem w środku nocy knedle z zamrażarki, a co się będę, po czym wrzuciłem je na wrzącą, osoloną wodę i patrzyłem jak tak sobie na wolnym popykują.
Po siedmiu minutach mesendżer zapikał Maćkiem, czyli że knedle już.
– No mówisz czy nie mówisz, ten plan, mówisz czy nie czy co z tym kotem, mów kurwa ten plan o tej kocie tamtym tym niej! – mój przyjaciel skonstruował takie zdanie, że z polskiego to by się na maturze raczej wyjebał.
– No więc wydaje mi się, że musisz dać kotu do myślenia – rozpocząłem nieco filozoficznie i cyk, rypnąłem knedle na sitko. – Koty głupie nie są, jak ci uwierzy, to samo pójdzie. Musisz skłonić ją do zadumy nad kruchością życia, spowodować, by zaczęła się martwić letalnością populacji i nasiąkła myślą o śmierci.
– Jak?!
– Po kolei: kupujesz w Castoramie kosę i płaszcz przeciwdeszczowy. Wdziewasz to na się i wystajesz w nocy pod oknem, w polu widzenia obiektu, raczej bez słowa. No możesz ewentualnie złowieszczo chichotać i zacierać ręce, ale z wyczuciem. Aa, no i, to bardzo ważne, za chuja nie odsłaniaj twarzy. Drugi krok to gra psychologiczna z obiektem, czyli rozmowa o śmierci i farmakologiczne możliwości sprzeciwiania się takiemu biegowi rzeczy. Zagadaj po prostu, w trakcie nakładania whiskasa, że jak to fajnie, że wymyślono tabletkę na pestycydy i połknij ostentacyjnie jedną taką pigułę, na oczach obiektu. Trzeci krok to przydybanie zamyślonego kota w przejściu między pomieszczeniami gospodarczymi, szybkie rozwarcie paszczy, dynamiczne wrażenie medykamentu i błyskawiczne zaślepienie otworu gębowego przy pomocy taśmy klejącej 3M. Ja zazwyczaj pomijam kroki pierwszy i drugi, ale chciałeś plan.
– Idealnie! – mój przyjaciel lubił, jak wszystko jest profi. – Ale na pewno to zadziała, c’nie?
– No. Babci raz tak dałem i zwrotów nie było. Może dlatego, że to nie moja babcia była i nigdy więcej jej nie widziałem, ale ten kotka też nie twój, więc wraź, zaślep, obserwuj.

O szóstej przyszedł sms: „Dzięki, już.”