Nie wiem, czy laysy zrobiły jakąś promocję i teraz prawo jazdy do czipsów dodają, czy lejce teraz można dostać jak się pokoloruje drwala, ale to co potrafią odstawić na ulicy niektórzy uczestnicy ruchu drogowego, to papę z dachu zrywa.
Prułem Szerszeniem na myjnię, bo upaprałem go po klamki w błocie i pojazd wyglądał jak wielka bryła szlamu z dziurą na wizjer. Pewnie bym to zignorował, bowiem Szerszeń błotem to wypełnia hasła w panoramicznej, taka natura i cozrobisznicniezrobisz, ale na parkingu w galerii handlowej automat nie dał rady zeskanować rejestracji, a jak chciałem ją jakoś doprowadzić do użytku, to się okazało, że zaschło-zamarzło na amen i albo gorąca woda albo palnik. Czyli myjnia.
Turlałem się zatem na tę myjnię, gdy za mną pojawił się opel astra. Żadna sensacja, samochód jak samochód, tyle, że na długich. Oślepiał cały świat – mnie, tych z naprzeciwka, przechodniów, wszystkich. Nie że pomrugiwał, bo coś tam, tylko długie plus przeciwmgielne i te przeciwmgielne też nie zwyczajne, tylko jakieś pojebane ledy na sterydach, pewnie jak sonda z GoogleEarth zdjęcia ziemi w nocy z kosmosu robi, to widać Dubai, Moskwę, Paryż i tę, kurwa, astrę. Dałem znak awariami, ale bez rezultatu, informacja nie przebiła się przez luksy. Zwolniłem przeto, żeby supernova poleciała, może mu żona rodzi albo na prześwietlenie jedzie, ale jedynym efektem było to, że kierowca astry też zdjął nogę z gazu. Dojechaliśmy do świateł, odbiłem w lewo i, gdy opel się ze mną zrównał, wszystko się ekhm wyjaśniło.
Wyfiokowana blondyna nakurwiała z zaparowanymi szybami. Wszystkimi. Była przekonana, że jest mgła.